Dzieci na smyczy

/
2 Comments

Pamiętam czasy gdy znikałam z bratem na 3-4 godziny jeżdżąc rowerem po osiedlu czy budując szałasy w pobliskim lesie. Mama w tym czasie gotowała obiad, prała, zmywała, pracowała, robiła zaprawy. My bawiliśmy się w najlepsze, choć bywało naprawdę niebezpiecznie, ale czy ktoś wtedy powiedział mojej wspaniałej i kochającej mamie, że nas zaniedbuje? NIE - ponieważ wszystkie dzieci z osiedla szalały z nami, dla nikogo nie było to dziwne ani kontrowersyjne. 
Jak wygląda podejście dziś? Ludzie trzymają swoje dzieci na smyczy, wszystkie zajęcia w ciągu dnia mają zaplanowane. Po szkole odrabiamy lekcje, później trening, kółko plastyczne, a wieczorem czytanie książki. Chcemy mieć kontrolę nad własnym dzieckiem w 100%, a nawet jeśli nie chcemy, otoczenie tego od nas oczekuje. To po prostu chore. Mój syn ma 6 lat. Pewnego dnia chciałam jechać na zakupy, bo lodówka świeciła pustkami. Niestety mój aniołek ani myślał włóczyć się ze mną po markecie. Zaprotestował " to ja przecież zostanę sam w domu!". Moja pierwsza myśl: "nigdy w życiu", lecz z czasem zastanawiania się na tym faktem doszłam do wniosku, że przecież jest już duży, wie co to DNA oraz słaba gospodarka, więc dlaczego nie mógłby na 20 minut zostać sam w domu. Poinstruowałam Gabriela, aby uważał na siebie i nie otwierał nikomu drzwi w razie gdyby ktoś postanowił nas odwiedzić. Zakupy poszły mi bardzo szybko i po 15 minutach byłam już w domu, mój syn nawet nie zauważył mojej nieobecności. Bawił się w najlepsze klockami lego. 
Moja mama dość oburzona faktem, że mój syn został sam w domu AŻ NA 15 MINUT, sama zauważyła swoją paranoje. Ona w wieku 7 lat mieszkała w dużym mieście, dostała klucz na szyję i po powrocie do domu gotowała obiad dla całej rodziny. W dzisiejszych czasach to nie do pomyślenia. Siedmiolatek przy kuchence?? TO GROZI OPARZENIEM, A NAWET ŚMIERCIĄ.  
Jestem ostatnimi czasy ogromnie zirytowana tą całą paranoją i trzymaniem dzieci pod kloszem. Sama  złapałam się na tym, że tak robię. Mój syn domaga się sam z siebie odrobiny wolności i wykazania w kwestiach samodzielności. To mi bardzo pomaga i daje znak, że on już naprawdę jest gotowy na to, by samemu wyjść na podwórko. 
Inspiracją do napisania tego posta była sytuacja sprzed paru tygodni. Wraz z Gabrielem co jakiś czas chodzimy na spacer na pobliską łąkę i skaczemy tam po balotach (walce z siana). Sprawia nam to niesamowita frajdę. Pewnego razu na ową łąkę przespacerowała inna mama z dwójką dzieci. Dziewczynka widząc jak świetnie bawimy się skacząc po sianie od razu wskoczyła do nas. Na co jej mama z oburzeniem kazała jej zejść, bo to przecież takie niebezpieczne! Na początku poczułam się naprawdę dziwnie, winna, że jestem złą mamą, bo narażam dziecko na takie niebezpieczeństwo. Poprosiłam o radę zaprzyjaźnionych rodziców i zgodnie stwierdzili, że nie ma nic złego w skakaniu po sianie. Moje sumienia zostało uspokojone, a nawet poczułam się dumna, że moje dziecko nie jest ograniczane bezsensownymi normami bezpieczeństwa. 









You may also like

2 komentarze:

Obsługiwane przez usługę Blogger.